Do kapłanów, byłych wychowanków, w 3. rocznicę święceń kapłańskich, Turyn, 03/01/1963
[Turyn, 6 stycznia], Objawienie Pańskie 1963
Międzynarodowy Instytut Księdza Bosko – Crocetta
Najdrożsi Przyjaciele,
z zawstydzeniem przyjąłem zaproszenie, aby skierować do Was braterskie pozdrowienie w tę, już trzecią, rocznicę waszych święceń kapłańskich. Z jakiego powodu? Czuję się upokorzony tym faktem, że zawsze mówię o śmierci i coś nie mogę się na nią zdecydować.[1]
Minęły już trzy lata od Waszych święceń kapłańskich: to wystarczający czas, aby pozwolić sobie na głęboką i owocną weryfikację tego czasu. Drzewo Waszego kapłaństwa już znacznie urosło, abyście mogli zobaczyć w którym kierunku wzrasta. Ale jest jeszcze zbyt delikatne, aby mogło być wyprostowane, w razie gdyby była taka potrzeba. Wybaczcie mi to, najdrożsi: ale właśnie do takiej weryfikacji naszego kapłaństwa chciałbym zaprosić siebie samego i każdego z Was.
Kapłaństwo i Wcielenie to dwa różne oblicza tej samej tajemnicy i klasyczne błędy, które dotyczą naszego kapłaństwa całkowicie odpowiadają herezjom w pojmowaniu Wcielenia Syna Bożego, które znamy z teologii.
Przede wszystkim może być kapłaństwo nie-wcielone, w którym to co boskie nie przyjęło prawdziwego i całkowitego człowieczeństwa (docetyzm). I tak mamy do czynienia z kapłanami, którzy nie są autentycznymi ludźmi, lecz larwami człowieczeństwa, nieludzcy i wyobcowani, niezdolni do rozumienia innych ludzi, z którymi żyją w danym miejscu i czasie, ani niezdolni do wyjaśnienia własnych idei. Zapominają, że Chrystus, dla zbawienia ludzi «zstąpił z nieba… i stał się człowiekiem», stał się podobnym do ludzi z wyjątkiem grzechu (por. Hbr 4,15). Jeśli jesteśmy mostem pomiędzy ludźmi i Bogiem, potrzeba, aby początek mostu był solidnie oparty o brzeg człowieczeństwa, dostępny dla tych wszystkich, dla których został zbudowany.
Ale może jeszcze gorsze jest dla nas ryzyko przeciwne: kapłaństwo światowe, w którym człowieczeństwo rozcieńczyło i stłumiło to, co boskie (monofizytyzm). W ten sposób obserwujemy bardzo smutne przedstawienie o księżach, którzy być może są dobrymi profesorami i organizatorami, ale nie są już ani «ludźmi Boga» ani żywym objawieniem Chrystusa. Mamy niezawodny termometr, aby zmierzyć konsystencję naszego kapłaństwa: modlitwę. To jest pierwsze i zasadnicze zajęcie każdego kapłana, także dyrektora, radcy, ekonoma czy kierownika oratorium. Wszystko inne też jest ważne, ale przychodzi w drugim momencie. W przeciwnym razie jesteśmy mostem, w którym zawaliła się ostatni łuk: ten który dotykał Boga.
W końcu może być tez deformacja nestoriańska kapłaństwa: kapłaństwo rozdarte, w którym to co boskie i ludzkie współistnieje, ale żyje bez harmoni. Kapłani przy ołtarzu, ale świeccy przy biurku, na boisku i wśród ludzi. Tacy są mostem o dwóch łukach rozłączonych: brakuje środkowej części, która by je połączyła.
Prawdziwy i autentyczny ksiądz to taki, który jest zawsze kapłanem, pozostając doskonałym człowiekiem, bez wykluczania żadnych części życia. Człowieczeństwo i kapłaństwo muszą współgrać i współistnieć idealnie w harmonii, która będzie przedstawiać harmonię teandryczną Chrystusa.
Nawet te zajęcia najbardziej świeckie muszą być ożywiane przez kapłańskie sumienie niczym nie zaćmione.
Zauważyłem, że zaczynam mówić o sprawach abstrakcyjnych i skomplikowanych: przepraszam Was i tym razem.
W zamian chciałbym każdego z Was zapewnić o mojej pokornej modlitwie pamięci we Mszy św, ażeby Wasze kapłaństwo stawało się coraz bardziej oczywistą i prawdziwą manifestacją Wcielenia Chrystusa Zbawiciela w środowisku, w którym każdy z Was żyje i pracuje.
Aby wszyscy mogli zobaczyć w Was Jezusa, tak jak się widzi światło przez kryształ.
[1] Ks. Józef Quadrio był opiekunem tego kursu, następnie każdego roku pisał do swych byłych wychowanków listy z okazji kolejnych rocznic święceń kapłańskich. Był to już ostatni okres jego choroby, dlatego każdego roku pisał, że to pewnie ostatni raz, ponieważ „przygotowuje się na śmierć”. Stąd to zdanie w tym liście.